(Zbyt)obiektywna mamusia
Cholera, czemu nawet w stosunku do dzieci nie może wyłączyć mi się tryb obiektywnego-racjonalisty? To takie niematczyne… dla niektórych pewnie niesmaczne. Co ja widzę patrząc na swoje dzieci. Widzę zbyt grube średniej urody dziecko z niezbyt ciekawymi rysami twarzy to córka nr 1. A nr 2? Tusza ok, mała cwaniara, bardzo interesowna, mniej inteligentna od nr 1 i bezczelna. Odstające uszy, które kiedys pewnie będzie chciała poprawiać. Chciałabym chcieć przyglądac się wszystkim wygibasom, oglądać z zapartym tchem każdy dziwny rysunek, zachwycać się śpiewem. Ale ja tego nie czuję. Widzę słabe obrazki, słyszę fałszowanie, a każdy przewrót gwiazda i wyskok kojarzą mi się jedynie z ostrym dyżurem na którym przez te akrobacje możemy skończyć. I co? Mam się uśmiechac udawac? jak były mniejsze było łatwiej udawać. Teraz juz się nie da, bo one widzą i już chyba mi się nie chce. Poniosłam porażkę. Nie dałam moim dzieciom miłości, bo jestem zbyt wielkim egoistą. Bo juz nic mi się nie chce. Nienawidze szkoły moich dzieci, bo wymaga ode mnie zbyt duzego zaangazowania. Ja nie lubie się angazować.
Mam podobnie z tym obiektywizmem: moje są ładne, zwłaszcza młodsza, ale niestety kompletnie pozbawione jakichkolwiek talentów, wytrwałości i pracowitości. Młodsza do tego dąży do podporządkowania sobie wszystkich i jest chora, jeśli jej się nie udaje. Starsza zawsze była tępawa, ale młodsza zapowiadała się na bystrą. Niestety, próżne nadzieje: w szkole ledwo ciągnie i ma alergię na jakikolwiek wysiłek. Ech, tak pójść na zebranie i puchnąć z dumy, jakie to mam zdolne dziecko…Zawsze to coś. Niestety, hehe
Nie ma to jak zhejtować własne dzieci 😉 Tak, często jestem na nie zła, bo wydaje mi się, że skoro już tak sie „umordowałam” z nimi to niech by były chociaż zdolne czy wybitne, chociaż jedna. Wiem, że to głupie: one są po prostu sobą, a piątki czy trójki w podstawówce jeszcze o niczym nie świadczą. Czasem serio się boje, że będą po prostu pustakami i że to moja wina. Ale na szczęście mają też dobre cechy.