Zrobiłam to. Zło dodaje mi skrzydeł.
Odkąd szwagier podjął próbę wyciągnięcia mnie z doła, poczułam coś, co nie dawało mi spokoju. Z każdym dniem fascynacja nim i chęć sprawdzenia, czy uda mi się reanimować swoje życie idąc z nim do łóżka rosła. Rosła, ja podsycałam ją fantazjami. Jestem zła na wskroś. I pewnie już jako dziecko byłam zła. Pewnie to ja uwiodłam faceta matki, tylko mój mózg sprytnie to wypiera. Brzydzę się sobą, czuję do siebie niechęć i odrazę. Jednocześnie idąc do łóżka z Rafałem wiedziałam jakie mogą być konsekwencje. Pierwszy raz był przypadkowy. Potem przez to, że był niedostępny pragnęłam go bardziej. Moje życie zmieniło się. Poczułam, że żyję. Dominuje teraz strach przed odkryciem prawdy. sama się nie przyznam, nie chcę rozwodu, nie chcę żeby Adrian odchodził. Chce mieć swoją rodzinę, ale jednocześnie lubię, kiedy Rafał łamie wszelkie zasady. Daje mi to olbrzymiego kopa, kiedy lamę je ja, kiedy robię coś niewłaściwego, naprawdę czuję, że żyję. Udaję dobrą mamę i żonę. Im to pasuje, choć nie wierzę, że nie dostrzegają prawy. A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że jestem cholernie samolubna, ale ze wszystkich sił staram się, aby nie odczuło tego dziecko. A Adrian? Adrian też tego nie odczuwa, ale o nim nie myślę, kiedy pod pretekstem zakupów z koleżanką niemal na siłę zaciągam szwagra do łóżka. Chce? Nie chce? Przecież mógłby się oprzeć. Kiedy widze jak ze sobą walczy, jak moralnie jest rozdarty czuję, że jestem coś warta. Że łamie te wszystkie zasady dla mnie. Nie kocham go. nie chciałąbym się z nim wiązać. Jest mi z nim dobrze w łóżku, sprawia, że czuję się jak ktoś wyjątkowy. Czy jestem? Nie, nie jestem. Jestem zwykłą szmatą i pewnie niejedna osoba czytając to właśnie tak sobie omnie pomyśli. I macie rację, oto ja w całej okazałości. Niewierna, nieuczciwa, egocentryczna do granic możliwości. Nienawidzę siebie, a jednocześnie kocha do granic możliwości. I najbardziej bolesna jest świadomość. Czasem wydaje mi się, że mam rozdwojenie osobowości. Ale nie stwierdzono u mnie takiej przypadłości. Jestem natomiast narcyzem, manipulantką, kobietą, którą molestował kochaś mamusi. Jestem tak paskudnym zerem, że aby zapomnieć i poczuć się lepiej uciekam od swojego życia i czyniąc zło rosnę w siłę. Zło odczuwa się znacznie mocniej niż dobro. Przynajmniej ja tak mam. Kiedy siedzę w domu wieczorem myślę, że powinnam zostać ukarana za to, co robię. Ktoś powinien na mnie donieść, Adrian powinien gardzić mną jak zwykłą dziwką, zabrać mi dziecko. Los powinien rzucić mi pod nogi poważny problem, dzięki któremu zrozumiałabym jak dobrego i wartościowego życia wyrzekam się dla chwilowej euforii spowodowanej zaspokojeniem własnego ego. Nie umiem być inna. Chcę czuć, że żyję, a teraz mimo całego zła …właśnie czuję.
Rozumiem Cię bardzo dobrze. Znam tego kopa. Miałam podobne dylematy, ale jednak trudno zrezygnować z tego kopa, nawet jeśli to złe.
Wiesz, mimo tego co opisujesz nie potrafie czuc do Ciebie niczego negatywnego i odbieram Cie jako dobra osobe. Poza tym nie stawia sie znaku = pomiedzy „zle zachowania i reakcje” a „zly czlowiek”
Dzięki. Wiele dla mnie znaczy to, co napisałaś. Poprawił mi się humor jak przeczytałam.