Zrobiłam to

23:49
17.09.2018

Zaczęłam rozmowę o tym, co stało się ze mną po dokonaniu aborcji, o tym, jak bardzo nie umiem sobie z tym poradzić i o tym, ze wg mnie on tez ponosi winę. Było tak, jak myślałam. Zaprzeczał temu co ogarnął jego umysł, a reszty nie rozumiał. Albo udawał, żeby było mu łatwiej. Powiedziałam, że nie chce z nim być i poprosiłam, żeby się wyprowadził. Umowa wynajmu jest na mnie. zabrał swoje rzeczy i wrócił po 2 dniach z gotową przemową. Starał się uzmysłowić mi jak nieodpowiedzialne i niepraktyczne jest nasze rozstanie na 2 tg przed rozpoczęciem roku akademickiego. Ciągle pytał jak mogę być tak okrutna, no bo gdzie on sobie teraz coś znajdzie. Po tym jak któryś z kolei raz nazwał mnie egoistką i przekonywał do irracjonalności mojej decyzji (o tak, jestem niepoprawna romantyczką, głupią niepraktyczną dziewczyną, która nie chce ułatwić życia swojemu narcystycznemu byłemu chłopakowi)  zamknęłam się w łazience z telefonem i czekałam aż wyjdzie. Potem kilka razy przyszli jego znajomi po resztę rzeczy. Nie była to trudna decyzja. Nie stało na przeszkodzie do jej podjęcia nic: ani dzieci, ani akt małżeństwa, ani pierścionek zaręczynowy, ani wspólny kredyt… nawet nie wspólna miłość. Byłam wykorzystywana. To nie on był zaangażowany, tylko ja. I to w coś, co było gówno warte.

 

1
Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz
najnowszy najstarszy oceniany
madonna
madonna

Wydaje mi się, że nawet jak czujemy, że coś się kończy, to trudno podjąć decyzję. Podziwiam Cię za ten odważny krok.