żyję wizytami na cmentarzu, teraz tam jest moje miejsce…

12:36
20.09.2018

Jestem zrozpaczona. Dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj.. jeżdżę tam coraz częściej. Siadam na ławeczce przy grobie i myę o tym jak się poznalismy, jak wzajemnie docieraliśmy, kłócili o tak nieistotne sprawy. Przypominam sobie jak się kochalismy, jak zostalismy rodzicami. Nie zanosze się płaczem. Łzy same ciekną jak z niedokręconego kranu.Widze, że syn się zamartwia, ale ja nie umiem przestać. Co ja mam przed sobą? Już z nikim nie będę miała tylu wspomnień, nie chcę nikogo kochać, nie będę. Nadal nosze obrączkę i nigdy jej nie zdejmę. Papieros za papierosem. Patrzenie na ten obrazek z pudełka po nikotynowym przyjacielu mam jakąś przyjemność.

Przeglądam się w lustrze. Wyglądam tak okropnie. Zadniedbana, zniszczona, smutna. Miało przejśc po kilku miesiącach…

Olga wpadła wczoraj na kawę. Niby przypadkiem. Nie miałam jej nic do powiedzenia. Nie miałam potrzeby, ani chęci. Dopiła kawę i poszła kwitując, że jeśli będę czegoś potrzebowała, mam dzwonić o każdej porze. A co ona mi pomoże? Zabierze mnie do kina? Na spacer? A potem wróci do swojego męża, wtuli sie w jego ramię, zrobi mu pyszny niedzielny obiad i opowie mu jak współczuje swojej przyjaciółce…i jak bardzo stara się jej pomóc, ale nie potrafi.

Czas chyba na nowe cukierki. Jutro ide do psychologa, poproszę o coś co albo całkowicie zwali mnie z nóg i zrobi ze mnie warzywo albo da mi takiego kopa, że zacznę się łudzić, że cokolwiek w moim życiu ma jeszcze sens.

 

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz