Żyję

15:56
18.03.2019

Żyję dalej. Tak, straciłam męża. Nie chorował, to stało się nagle. Z dnia na dzień zawalił się mój świat. Nie istniały dla mnie plany, nie było przyszłości, a syn stał się obcym człowiekiem. Odwróciłam się od życia. A może to ono odwróciło się ode mnie pierwsze? Mijały miesiące, a ale ból wcale nie był mniejszy. Powszedniał – owszem.

W pewnym momencie nie byłam w stanie pracować, gotować, jeść. I odbiłam się od dna. Kilka tygodni temu poznałam mężczyznę. Za szybko? Być może. Zarzekałam się przecież, że nie będę kochać, że nie dam rady. Wtedy to było aktualne i prawdziwe. Przypomniałam sobie o tym miejscu. Przeczytałam wpisy. Lepiej odzwierciedlają mój stan i pokazują mi co się wtedy działo niż poucinane sceny, które pamiętam z tamtego czasu. Cała rodzina, znajomi, współpracownicy, sąsiedzi żałowali mnie, pocieszali, próbowali w nieudolny sposób pomóc. Ja żyłam w letargu, kierowana jakimś wewnętrznym głosem, który sterował moimi myślami tak, abym przetrwała. Przetrwałam. I co teraz? Terapia, leki, czas, próba otworzenia się na życie. Nie planowałam, a jednak pojawił się ktoś, kto dał mi nadzieję. Nie zastąpi mojego męża. Nigdy mu nie dorówna…Teraz Ci sami ludzie, którzy szukali sposobu, by mnie reanimować oceniają, patrzą spode łba, traktują jak fałszywą i bez uczuć. Żałoba była wg nich za krótka. Jakim prawem prowadzam się z innym facetem? Niedługo minie rok. Poczucie winy pojawia się kiedy patrzę w oczy mojego syna. Jest spokojniejszy, nie martwi się o mnie, a jednocześnie wiem, co myśli, że za łatwo mi to przyszło.

W pracy krążą plotki. Nie kryję się z niczym, ale też nie afiszuję. W tej chwili odbywa się lincz. Bo powinnam czekać, nie aż ja będę gotowa na życie, tylko aż ONI będą gotowi mi na nie pozwolić. Jeszcze nie pozwolili. Bez pytania i błogosławieństwa teściowej, syna, koleżanek, rodziny zaczęłam żyć. Przepraszam. Przepraszam przede wszystkim Ciebie Najdroższy…

🙁